Elsword Fan Fiction

Główna » 2016 » February » 14 » Oddawaj buziaka! – Karczma, w której jem MOJE mięso.
12:47
Oddawaj buziaka! – Karczma, w której jem MOJE mięso.

Dedykowane Lu ♥

 

Oddawaj buziaka! Część pierwsza – Karczma, w której jem MOJE mięso

Otarłem dłonią pot z czoła. Raven był doskonałym szermierzem. Nie wiem, w jaki sposób udało mi się go kiedyś pokonać na Statku Wroniarzy. Był niezwyciężony i mimo różnicy wieku i mojej niewyczerpalnej energii, zawsze dotrzymywał mi kroku. Ha! Tylko on potrafił mnie zmęczyć jak nikt inny!

- Ha… Raven… - dyszałem – Zróbmy przerwę… ok?

Kruk tylko skinął głową i schował sprawnym ruchem miecz do pochwy. Nie należał on do zbyt rozmownych ludzi. Odwrócił się do mnie tyłem i odszedł w swoją stronę, zostawiając mnie samego.

Rzuciłem się do tyłu, na trawę. Miałem już na dzisiaj dość, Raven nieźle mnie sponiewierał podczas naszej walki treningowej i byłem wykończony… kiedy on dosłownie przed chwilą ot tak się po tym wszystkim odwrócił i odszedł. Różnica w naszych umiejętnościach była ogromna.

Uniosłem się na łokciach, sprawdzając, czy brunet nadal tu jest. Zdążył już się eksmitować, tak jak się tego spodziewałem. Był tak szalenie nudnym, schematycznym i obowiązkowym człowiekiem, że chyba te całe Nazoidy podczas wymiany jego ciała na żelastwo, wstawiły mu jakiś bojler czy inną pralkę zamiast mózgu. Serio. On zupełnie nie okazywał żadnych emocji, tylko w kółko powtarzał „To i tak nie odkupi moich grzechów”. Bla bla bla.

Podniosłem się z ziemi, otrzepując ubranie. Będzie trzeba nasmarować te wszystkie otarcia, powstałe po dzisiejszym treningu, jakąś maścią czy czymś. Ale to potem, najpierw trzeba zadbać o mój biedny żołądek, który burczeniem zaczynał się upominać o swoje.

Ciężko zarzuciłem miecz na ramię i powlokłem się do najbliższej karczmy. Miałem ochotę na mięso, dużo mięsa, chyba zresztą jak zawsze.

- Aoi – zwróciłem się do karczmarki – Poproszę porcję mięsa z Jaszczurów w sosie i kubek musującej wody źródlanej.

- Się robi, nasz bohaterze – mrugnęła do mnie zaczepnie błękitnooka – Specjalnie dla ciebie dostarczone nam z Besmy dzisiejszego ranka, najświeższe jaszczurze mięso raz – postawiła na ladzie przygotowaną zawczasu porcję. Wyszczerzyłem się i od razu zabrałem się za pałaszowanie. Byłem tu stałym bywalcem, rzecz jasna. I zawsze prosiłem o całą masę dokładek!

- O-ho-ho – usłyszałem za sobą znajomy chichot – A kogóż my tu mamy?

- Siemasz Aisha – uniosłem głowę znad talerza, odgryzając przy tym potężny kawał mięsa – Szo tam u ciebie? – zapytałem, równocześnie przeżuwając żarełko.

- Po staremu – wzruszyła ramionami dziewczyna, siadając obok mnie – Wiesz kontrakty z demonami, transmutacje ciała w czysty mrok… takie tam codzienne sprawy. A ty? – podskubnęła mi z pieczeni jakiś kawałek mięsa – Dalej trenujesz dzień-w-dzień z panem Jestem-Grzesznikiem-Który-Odkupuje-Swoje-Winy-Ale-Ich-Nie-Odkupi błaaah, mh?

- Nom – zgodziłem się – Trening czyni mistrza, nie? Pan Jestem-Grzesznikiem-Cośtam-Dalej często mi to powtarza.

- Takie sztywne teksty idealnie do niego pasują – stwierdziła dziewczyna, znowu odskubując coś od mojego żarcia.

- Zgadzam się całkowicie. On cały jest nudny. Taki wyprany z emocji – zamyśliłem się, obserwując jak dziewczyna dalej raczy się moją pieczenią – Może kup sobie własną? – zapytałem uprzejmie, odsuwając od niej swoją własność.

- Podziękuję. Twoja jest całkiem smaczna – znowu sięgnęła ku MOJEMU jedzeniu.

- Smaczna. Ale jak zauważyłaś, jest to MOJA pieczeń i to JA chciałbym ją zjeść.

- I tak zamówisz dokładkę, więc co to za różnica? – nie dawała za wygraną dziewczyna.

- Może taka, że za nią zapłaciłem? – podsunąłem, choć nie była to prawda, bo ją dostałem. Aoi, tutejsza karczmarka, mnie lubiła i często dostawałem tu żarcie na koszt firmy.

- Jasne – prychnęła dziewczyna, jakby czytając w moich myślach. Była czarownicą, więc kto ją tam wie, czy tak nie było naprawdę.

- Coś ci nie pasuje? – podtrzymywałem swoją wersję.

- Tak. Pewnie dostałeś ją za friko, bo ta karczmarka o włosach w kolorze ryby na ciebie leci! – warknęła, stając na równe nogi i wskazując paluchem na bogu ducha winną dziewczynę – A może nie?! – zwróciła się do samej zainteresowanej, która zaczerwieniła się, wyjąkała jakieś przeprosiny i uciekła na zaplecze.

- Zamknij się i już jedz – syknąłem, ściągając ją z powrotem do pozycji siedzącej. Dziewczyna usiadła, dostojnie zakładając nogę za nogę i z satysfakcją powróciła do skubania mojego żarełka.

- To o czym mówiliśmy? – zapytała, przeżuwając patetycznie kawałek mięsa. Była niemożliwa…

- Jesteś niemożliwa – wypowiedziałem swoje myśli na głos, dla podkreślenia ich głębokiego jak żołądek Aishy znaczenia.

- O czym mówicie? – rozległo się zaraz obok mojego ucha, a ręka w długiej białej rękawiczce sięgnęła mi ponad ramieniem, by uskubać kawałek MOJEJ pieczeni.

- Witaj Rena… - wciągnąłem powoli powietrze, widząc jak dziewczyna dosuwa sobie obok krzesło i rozsiada się przy stole.

- Cześć długoucha! – przywitała się entuzjastycznie Aisha – Jak tam, co tam?

- Ach, wszystko jak zwykle – zachichotała perliście elfka – A u was? Siedzicie tutaj tak razem… czy ja przypadkiem nie przeszkodziłam wam w randce? – zastrzygła uszami, ciekawsko unosząc brwi.

- Gdzie tam – machnęła ręką Aisha – Za niskie loty. Łączy nas tylko jedzenie.

- MOJE jedzenie – podkreśliłem.

- Och, nie będziecie mieć nic przeciwko jeśli się przyłącze do waszej małej uczty? – uśmiechnęła się przymilnie elfka.

- Ależ skąd! – zapewniła Aisha, a mnie biała złość zalała – Częstuj się! – zachęciła. Oddychaj Elsword.

- No to – zapytała Rena, przełknąwszy kawałek mięsa – O czym tak rozmawialiście, zanim wam przerwałam?

- O życiu, o nowej miłości Elsworda, o Ravenie – wyliczyła na palcach Aisha – Chyba tyle.

- O nowej miłości Elsworda Ravenie? – zrobiła dziwną minę elfka.

- Nie, nie. Jego nową miłością jest Aoi – wskazała na pustą ladę czarodziejka – Ale teraz gdzieś sobie poszła.

- Czyli jego nową miłością teraz jest Raven? – dopytywała się Rena.

- Nie. Nie jest – rozwiałem jej wątpliwości.

- A to dlaczego? – zdziwiła się.

- Właśnie, Elsword! – podchwyciła głupotę koleżanki Aisha – Dzień-w-dzień przesiadujecie tak od świtu do nocy na tych waszych treningach, kto wie, co tam się między wami wyprawia…

- Uprawialiście już seks? – zapytała całkowicie poważnie elfka, a ja oplułem się jedzeniem.

- Co?! – wręcz krzyknąłem – Nie!

- U nas elfów zdarzają się homoseksualne pary i to całkowicie normalne. Gdybyście chcieli wziąć ślub, mogę nawet poprosił naszego Czcigodnego Edrilla, aby udzielił wam ceremonii zaślubin – położyła mi rękę na dłoni – Naprawę nie musicie tego ukrywać. Cieszę się waszym szczęściem.

- Ja również – zarechotała Aisha.

- Będziecie druhnami na naszym weselu – przewróciłem oczyma – Albo ty, Rena, nawet będziesz świadkiem.

- Będę zaszczycona – ścisnęła moją dłoń elfka.

- Kurcze, ja chciałam być świadkiem – westchnęła z wielkim żalem Aisha i otarła niewidzialną łezkę z oka. Doskonale się bawiła.

- Och, Aisha. Tak mi przykro – rozżaliła się elfka – Obiecuję ci, że na moim ślubie uczynię cię swoim świadkiem.

- Dziękuję ci. To wielce pocieszające – posłała promienny uśmiech łuczniczce – W każdym razie to teraz nieważne. Powinniśmy ustalić szczegóły wesela!

- O tak – podchwyciła elfka – Na każdym weselu musimy być dużo kwiatów… Ale najważniejsze jest, gdzie je urządzimy! Proponuję las w Elder…

Kiedy dziewczyny zaczęły się rozwodzić nam moim rzekomym ślubem z Revenem, ja się całkiem wyłączyłem. Przynajmniej obie miały zajęte usta tym bezsensownym paplaniem, więc nie podskubywały mi jedzenia i wreszcie mogłem się skupić w całości na pieczeni. Z docierających do mnie urywków rozmowy, które wlatywały mi jednym uchem, a wylatywały drugim, powstał mi w głowie zatrważający obraz naszego ślubu. Też te kobiety miały wyobraźnie.

Później karczmarka przyniosła nam zamówione przez Aishe napoje. Tak, musicie wiedzieć, że elfy nie piją alkoholu. Upijają się gazowanym. Tak też i skończyła Rena. A komu przypadł obowiązek odtaszczenia jej do tego ich zaczarowanego, elfiego lasu? Oczywiście mi.

- Elsword. Moje piersi dotykają twoich pleców – spostrzegła w pewnym momencie na wpółprzytomna elfka. Tak, jej komentarze nie ułatwiały mi zadania. A Rena do lekkich nie należała.

- Elsword, ty bezbożniku – zasłoniła teatralnym gestem usta czarodziejka.

- A bo to moja wina?! – zdenerwowałem się – Jak jesteś taka mądra to może sama ją poniesiesz?! Po kij w ogóle się za nami wleczesz, jak nic nie robisz, tylko paplasz i paplasz!

- Pilnuję, żebyś nie zrobił krzywdy naszej biednej koleżance. A ty tak na mnie krzyczysz –chlipnęła Aisha.

- Elsord – dostałem z pięści w łeb od elfki niesionej na plecach – Nie bądź taki niemiły dla Aishy. Nie powinieneś zdradzać Ravena przed ślubem z kobietą.

- Ale z mężczyzną już tak?! – byłem coraz bardziej wkurzony – O czym my w ogóle rozmawiamy. Ty jesteś już prawie nieprzytomna, a Aisha to w ogóle już dawno straciła resztki rozumu! Zostawiła je w tym swoim wyimaginowanym świecie demonów czy coś.

- Coś jeszcze? – ściągnęła brwi czarodziejka, niebezpiecznie podwijając rękawy swojej „szaty”.

- Tak! Załatw mnie jeszcze tą swoją kulą ognistą to będziesz nieść Renę do domu sama! – wywaliłem przed nią język – A pani wielka czarodziejka oczywiście ma za delikatne rączki, żeby to zrobić.

- Poradziłabym sobie! – zaperzyła się Aisha – Chcesz się bić?

- Dawaj! – przyjąłem wyzwanie,

- Przepraszam, czy moglibyście najpierw odstawić mnie do domu? – wtrąciła niepewnie elfka.

- Nie! – odpowiedzieliśmy równocześnie. A później Aisha zachichotała.

- Dobra, dobra, koniec – próbowała przestać chichotać czarodziejka – Zachowujemy się jak kompletni idioci, a przecież tylko Rena jest tu pijana.

- Jak na początku naszej podróży, żremy się o wszystko – wyszczerzyłem się do niej – Ile to lat było temu…

- A wydaje się jakby wczoraj, nie? – zamyśliła się – Czas jednak płynie. Lada chwila, nie zdążymy się obejrzeć, a tu już będziemy siedzieć na emeryturze w jakiejś zacisznej wiosce.

- Otoczeni gromadka wnucząt, co? – puściłem jej oczko – Oho, nasza długoucha swatka wreszcie zasnęła – poprawiłem sobie na plecach elfkę, która nie odzywała się już od dłuższego czasu i zaczęła cichutko pochrapywać.

- I dobrze. Powoli od tego śmiechu zaczynał boleć mnie brzuch. Ona wszystko bierze tak strasznie na poważnie i ma ochotę wszystkich swatać… grzechem byłoby tego nie wykorzystać.

- Ty wykorzystujesz to aż nazbyt poważnie. Jesteś niemożliwa, wiesz? – pokręciłem głową.

- Wiem – zgodziła się i zapadła pomiędzy nami cisza. Ale nie taka niemiła, raczej szliśmy i myśleliśmy.

- Słodka jest, jak tak śpi – w końcu przerwała ciszę czarodziejka.

- Rena? – przyjrzałem się jej – No jest. Tylko oprawić ją w obrazek, powiesić na ścianę i podziwiać – zaśmiałem się cicho, żeby jej nie zbudzić – Szkoda, że jak tylko wraca z krainy snów to cały jej urok pryska.

-Ej, nie mów tak – naburmuszyła się Aisha – Jest równie urocza, kiedy nie śpi. Bierze wszystko tak na poważnie i jest chwilami słodziutko głupiutka. Zabawna.

- Elfy są dziwne – wzruszyłem ramionami – Albo tylko ona – przytknąłem śpiącej, korzystając z tego, że śpi.

- Nie jest wcale dziwna. A nawet jeśli jest, to ja lubię tą jej dziwność – podeszła do niej Aisha i poczochrała jej grzywkę.

- Bo sama jesteś dziwna – prychnąłem – I nie rób jej tak, bo ją obudzisz.

- Już tak nie prychaj, nie obudzę – zapewniła czarodziejka, odsuwając się.

- Tak swoją drogą, jak tam z Cielem? Coś zaiskrzyło – uniosłem sugestywnie brwi – A może wybuchło?

- Kretyn – uderzyła mnie dość mocno w ramię – Nic nie było. Z takiej kłody jak on nie da rady wykrzesać najmniejszej iskierki. Jest nudny jak flaki z olejem. Zresztą, ja od początku nie byłam nim zainteresowana.

- To po co zgodziłaś się na randkę z nim? – zdziwiłem się – Jeszcze byłaś tym taka podekscytowana, wszystkim o tym opowiadałaś… Nie rozumiem.

- Ech, to zupełnie nie było tak… Tylko nikomu ani słowa, jasne? – zmarszczyła czoło, a ja przytaknąłem – Więc… wiesz, ta cała randka to tak naprawdę nie Ciel mnie zaprosił. Ja zmusiłam go do tego.

- COO? – chyba uderzyłem szczęką o ziemię – Po co?

- No, chciałam wywołać w kimś zazdrość. Dlatego tak się tym chwaliłam na lewo i prawo. Do Ciela nic nie czułam, po prostu był pierwszym, który się nawinął – potarła ręką kark w zdenerwowaniu – Jestem okropna, nie?

- Masz niekonwencjonalne metody, nie powiem – popatrzyłem gdzieś w bok, bo w sumie nie wiedziałem, czy to, co zrobiła było złe czy bardzo złe – Co na to Ciel?

- Nic. Wiedział o wszystkim od początku. Nie przejął się tym.

- Aha…?

- On ma syndrom Loli i ubóstwia tą swoją panią, Lu. Tylko o niej papla cały czas. O niej albo o jakiś rodzajach herbat. Wiesz… – odchrząknęła i zaczęła śmiesznie naśladować głos Ciela – „Wczoraj na podwieczorek do ciastek z imbirem podałem Rooibos z czekoladą i pomarańczą, zaś dzisiaj zaserwuję mojej Lu ciasteczka Pan Dei Morti wraz z herbatą Catuaba z nutką dzikiej róży, znów pojutrze…”

- Już kapuję, kapuję – przerwałem jej ze śmiechem – I tak przez cały czas?

- Cały, wyobraź sobie. Jest tak bardzo nudnym człowiekiem, a przy tym tak wyrafinowanym, że osobiście zbiera mi się na wymioty od jego pompatyczności.

- Przesadzasz – pokręciłem głową – Aisha?

- Mh?

- Powiesz mi, w kim tak właściwie chciałaś wywołać zazdrość? – zapytałem, bo nie dawało mi to spokoju, a dziewczyna omijała ten temat.

- To akurat chciałabym już zachować w tajemnicy. Więc proszę, nie drąż… głupku – wystawiła do mnie język.

- Taka księżniczka jak ty mogła się tylko zainteresować jakimś księciem. Ale nie wnikam – dałem za wygraną.

- Wiesz, nie jestem zainteresowana mężczyznami – powiedziała zdawkowo, a mi z jakiś powodów na myśl przyszedł Chung i jego powiewające majestatycznie blond włosy, które sięgały mu za tyłek.

- Dotarliśmy – przerwała moje rozmyślania Aisha – Nie myśl tyle, robisz wtedy dziwną minę i zaczynam się bać, że jeszcze coś wymyślisz.

- Ha-ha – udałem obrażonego – Wnieść ją do domu?

- Nie, nie. Taki kawałeczek dam już radę sama. Wiesz, teleport! Poza tym nie wiem, czy Rena życzyłaby sobie chłopaka w swoich włościach. Dawaj mi ją – rozłożyła szeroko ręce.

- Tylko uważaj, jest ciężka – ostrzegłem, wspierając jej na piersiach śpiącą elfkę – Na pewno sobie poradzisz?

- Tak, tak – prychnęła – Idźże już stąd!

- No okej – zgodziłem się i odwróciłem się, odchodząc. Kiedy zniknąłem za którymś z drzew, dopiero wtedy Aisha fuknęła z godnością i zaczęła poprawiać sobie ułożoną na niej dziewczynę. Obserwowałem jej poczynania, bo nie byłem do końca pewien, czy pani samodzielna da sobie radę. Jednak czarodziejka tylko mocniej przytuliła do siebie koleżankę, jedną ręką obejmując ją w pasie i teleportowała się wewnątrz drzewa, które było domem elfki. Dała radę, dzielny kurdupel.

Ruszyłem do domu, nic tu dłużej po mnie. Jutro w końcu o samym świcie czeka mnie trening z Ravenem. Zaśmiałem się, przypominając sobie plany dziewczyn odnośnie mojego i Kruka ślubu. Teraz, kiedy już nie paplały mi o tym nad głową, nie wydawało mi się to irytujące, tylko zabawne. Raven byłby wspaniałą panną młodą. Bo ja na pewno nie założyłbym czegoś tak cukierkowego i niewygodnego, jak suknia ślubna. Bo tak chyba wyglądają śluby dwóch panów, nie? Jeden jest kobietą czy coś, a drugi facet robi za faceta… no w sensie ma garnitur. Ech, skomplikowane to. Ale ponury Raven wyglądałby naprawdę ciekawie w sukience. Takiej różowej i bufiastej… Znów zachichotałem.

Droga powrotna minęła mi szybciej, niż się spodziewałem. Wróciłem do domu jednak tak wykończony, że tak jak stałem rzuciłem się na łóżko. Dziewczyny miały za wiele energii, a gadały zdecydowanie zbyt dużo i bez sensu… się dziwić wykończeniu.

Zasypiając, pomyślałem, że szkoda, że Raven nie ma w sobie czegoś takiego. To przez jego wypranie z emocji. A ja chciałbym zobaczyć jakiekolwiek emocje na jego twarzy. W końcu był moim przyjacielem.



Kategoria: Opowiadanie | Wyświetleń: 376 | Autor: Kathe | Ocena: 5.0/1
Dedykacja: dla Lu ♥
Liczba wszystkich komentarzy: 0
avatar
Copyright Kathe © 2024